piątek, 5 lipca 2019

"Niezwykła" rozdział 7

-Ja chcę większą - powiedział mężczyzna.
-Jak sobie chcesz, jedzenia mamy pod dostatkiem - wzdychnął Roberto - został nam tylko jeden dzień drogi, dlaczego ja zawsze się na to godzę.
-Ponieważ podróż na smokach byłaby zbyt nudna, a tak masz możliwość lepszego zapoznania się z bratem.
-Może i byłbym szczęśliwszy gdybym nie musiał targać dziewczyny na plecach.

Noelia wisiała na barku swojego brata, którą trzymał prawą ręką, jakby to był lekki bagaż. Dziewczyna spała, a raczej chciała żeby tak myśleli. Nie mogła się powstrzymać od wracania do tamtej chwili, biedna Amber, dlaczego on Tobie to zrobił? byłaś taka niewinna. Jeżeli naprawdę jestem kimś wyjątkowym to mogłam Ciebie uratować.
Poczucie miny wzrastało z każdą kolejną sekundą. Dziewczyna otworzyła oczy i starała się zauważyć gdzie właściwie są. 
Zauważyła nienaturalnie zielony las, kolory raziły aż w oczy, ale.. wszystko wyglądało jak w średniowieczu, dlaczego? Potrzebuję czegoś więcej, muszę zobaczyć coś jeszcze, powtarzała, więc uniosła głowę. Byli na prostym szlaku, dookoła znajdowały się tylko drzewa oraz łąki, czuła się jakby była tutaj od zawsze, ale tak naprawdę w tym miejscu była poraz pierwszy. 

-Długo jeszcze będziesz się tak miotała? - warknął Roberto i zrzucił z siebie dziewczynę - wstawaj!
-Ałaa - powoli podnosiła się z ziemi - mógłbyś pokazać chociaż odrobinę manier.

Spojrzała na swojego starszego brata, który z lekkim niedowierzaniem spoglądał na dziewczynę.

-Przepraszam bardzo za moje zachowanie, mało czasu spędzam z kobietami, ale jeżeli chcesz chociaż "odrobinę manier" mogę poprosić Twojego drugiego brata, który zajmię się Tobą z należytą czułością.
-Ale Ciebie nie zabiorę do nowego domu.

Zaśmiał się pod nosem Uzyrb, ale Noelii nie było do śmiechu, słowa zabolały ją bardziej niż się tego spodziewała. Gdy otrzepała się z kurzu, spojrzała przed siebie i zauważyła wielkie spiczaste góry, a pod nimi niewielki zamek, chociaż z tej odległości zamek powinien być ledwie widoczny, ale nie ten. Osoby z sokolim wzrokiem mogłyby dostrzec z daleka znak smoka, identyczny jaki Noelia nosiła na swoim ramieniu. 

-Tam zmierzamy.

Powiedziała pod nosem, myśląc, że nikt oprócz niej tego nie usłyszał, ale braci to nie obchodziło. Dziewczyna przestała ich interesować i teraz ważniejsze były rozmowy o zabawach, balach i pijaństwie, które na nich czekało gdy tylko wrócą do zamku i spotkają swoich kuzynów. Jeżeli dłużej ich posłuchać, nie różnili się niczym od reszty śmiertelników w nich wieku, tylko imprezy im w głowie, ale na ich miejscu zapewne również byłabym chętna odpoczynku z butelką, pomyślała. Wiek rządzi się swoimi prawami i najwidoczniej, nie ma znaczenia czy jesteś potomkiem smoczego wojownika czy tylko zwykłym człowiekiem.
Przeprawa trwała cały dzień oraz całą noc, Noelia opadała z sił, a bracia? nic z tych rzeczy. Obaj mogliby ruszyć w ponowną tak długą podróż, bez żadnego odpoczynku, bez żadnej przerwy. Czy były to geny smoków? czy może po prostu byli tak zahartowani? Ale przecież Noelia również posiadała geny jak jej bracia. Możliwe, że jeszcze potrzeba czasu i nie jest w pełni gotowa, jednakże jednego była pewna. Odpowiedzi na wszystkie pytania dostanie gdy tylko wejdzie do zamku, spotka swoją ciotkę, która ma nadzieję, że jeszcze żyje - jedyna bliska jej osoba, która wychowała ją przez te osiemnaście lat. 
"Chcę nabrać mocy i zobaczycie, odpłacę się wam wszystkim za to co zrobiliście Amber" myślała dziewczyna, chciała to powiedzieć im w twarz, ale nie była na to gotowa, nie była na nic gotowa, była tylko drobną dziewczyną, która czuła, że śni, że jest w jakimś koszmarze i za jakiś czas się obudzi, a w domu będzie czekała na nią Ciocia Klara, Amber oraz Rick w którym potajemnie się podkochiwała. Sen powinien już dawno się skończyć, ale żyła wciąż w lekkiej nadziei, tylko to jej pozostawało. 
Brama otworzyła się jak automatyczna gdy tylko stanęli pod jej okazałością, widok który zauważyła był oszałamiający. Dookoła widziała dziesiątki mężczyzn pokroju braci, ciemne kamienne budynki stały jeden obok drugiego tworząc jeden wielki labirynt, na niebie latały smoki, a dokładnie sześć smoków z czego jeden wyróżniał się na tle ciemnozielonych bestii. Purpurowy smok krążył wysoko na niebie i wyglądał jakby cały czas obserwował Noelię. 
Gdy znaleźli się już w największym budynku, który przypominał ratusz, wszyscy odetchnęli z ulgą, oprócz biednej dziewczyny. Jej serce zaczęło bić jeszcze mocniej niż wcześniej, czuła dziwny ścisk w gardle, potężne uczucie Deja Vu, które zjeżyło jej włos na rękach.

-Jesteśmy już blisko kochana siostro - powiedział Roberto - Pan Ojciec jest już za tymi drzwiami.

Uzyrb popchnął wielkie wrota, a za nimi widok, którego Noelia się nie spodziewała. Wszystko było w kolorach bieli oraz czerwieni, jestem w bajce, pomyślała. Na końcu długiej sali przy stole, który był syto zastawiony siedział średniej budowy ciała, tak na oko pięćdziesięcio letni mężczyzna z krótką siwą brodą oraz bujną ciemną grzywą. Ubrany w ciemne szaty oraz biały szal na którym widniał herb rodziny, ciemny smok. Mężczyzna wstał, uśmiechnął się i rozłożył ręcę, czuć było od niego ciepło oraz uczucie bezpieczeństwa, które mógł zapewnić tylko ojciec.

-Podejdź moje dziecko, moja mała Noelio.

Dziewczyna nie była pewna co robi, ale nie pozwoliła mu czekać, ruszyła wolny krokiem.

-Nie bój się skarbie, wszystko jest dobrze, jesteś w domu. 
-Nie boję się - odpowiedziała Noelia i przyspieszyła kroku - naprawdę jesteś moim tatą?
-Oczywiście skarbie. Nie czujesz jak pulsuje Tobie ręka? - mężczyzna podwinął rękaw i pokazał swój ciemny tatuaż smoka - Widzisz dziecko? Jest identyczny jak Twój, jesteś moją córką.

Noelia stanęła przed Ojcem, który zrobił ostatni krok i objął swoją córkę. Był to naprawdę ciepły widok. Miłość ojca do córki zawsze jest mocniejsza niż matki z córką, mówili, ale przecież przez 18 lat wychowywała ją Ciotka, a nie ojciec i ta myśl właśnie przyszła jej do głowy.

-Ojcze?
-Tak? - odpowiedział uśmiechając się przy tym, jakby właśnie obejmował cały świat.
-Martwię się o moją ciocię, moi bracia mówili, że ona tutaj będzie.
-Jest bezpieczna, nie musisz się o nią martwić, wkrótce ją zobaczysz.
-Jest bezpieczna? żyje? nic złego się jej nie stało? - dopytywała zmartwiona dziewczyna, a Ojciec odsunął ją lekko od siebie, złapał za ramiona i ze zmartwioną miną zapytał.
-Dlaczego pytasz się o takie rzeczy? co miało się z nią stać?

Uzyrb zrobił krok kilka kroków do przodu.

-Gdy byliśmy po naszą siostrę, na drodzę stanęła nam pewna dziewczyna, która wiedziała zbyt dużo, więc musiałem ją położyć do snu.
-POŁOŻYĆ DO SNU? - Noelia wyrwała się z rąk ojca i krzyknęła w stronę brata - zamordowałeś ją! Moją przyjaciółkę! Nic złego nie zrobiła.

Ojciec który stał przy Noelii, momentalnie złapał za pustą butelkę od wina, która stała na stole i nagłym ruchem rozbił ją na twarzy dziewczyny,  padła na ziemię i przez dłuższą chwilę nie potrafiła trzeźwo myśleć. Szkło z butelki nie spowodowało zbyt wielu ran, oprócz jednej, która ciągnęła się przez pół policzka przez którą ciekła dość intesywnie krew.

-Jakim tonem mówisz do swojego brata głupia babo, widać, że nie wychowywałaś się w odpowiednich warunkach tylko u jakiejś śmiertelniczki - spojrzał na Roberto, który nie był do końca pewny co w tym momencie zobaczył - przyprowadź ją, ale to szybko.

Jak powiedział, tak się stało. Nie minęło pięć minut, a do sali przyszła kobieta, ciotka Klara, nie wyglądała żeby cokolwiek jej się stało, a raczej wyglądała na szczęśliwą, szła dość szybkim krokiem i gdy już była przy rannej dziewczynie, kucnęła i pocałowała ją w czoło.

-Moja mała dziewczynka, coś sobie zrobiła? Zawsze byłaś fajtłapą - zaśmiała się - musimy Ciebie jak najszybciej przebadać i powinnaś w końcu odpocząć, strasznie wyglądasz.
-Ciocia? - powiedziała zamroczna Noelia, która pod wpływem utraty dużej ilości krwi, powoli traciła kontakt z rzeczywistością.
-Tak kochanie, jestem przy Tobie, zaraz się Tobą zajmiemy.

Kobieta wstała, podeszła do starszego mężczyzny i pocałowała go delikatnie w usta, po czym odsunęła twarz i z łagodnym uśmiechem powiedziała.

-Dziękuję Mężu, że przyprowadziłeś moją małą dziewczynkę do domu całą i zdrową. 
-To ja dziękuję za wychowanie mojej córki. 

Noelia zemdlała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz