czwartek, 11 lipca 2019

"NIEZWYKŁA" Rozdział 8

-Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!

Noelia podskoczyła z łóżka, a przed nią znajdowała ciocia Klara, Amber oraz Rick. Dziewczyna leżała w swoim łóżku, przykryta białą kołdrą oraz jasnoszarym kocem w czarne plamy. Rozglądała się z niedowierzaniem po pokoju, po ich twarzach, a najbardziej zwróciła uwagę na twarz Amber. Ponownie uśmiechnięta jak dawniej, wyglądała pięknie, jej usta były pomalowane w krwistoczerwoną szminkę. Nigdy nie lubiła korzystać z kosmetyków, jedynie używała szminek, chociaż wcale nie były jej potrzebne. Zawsze była uważana za najładniejszą dziewczynę w swoim mieście, ale tylko, gdy była naturalna, makijaż zabierał jej urok.
Noelii naszły łzy do oczu i rzuciła się na szyje swojej przyjaciółki, zaczęła płakać i dziękować, że wszystko z dziewczyną jest dobrze.

-To był tylko zły sen skarbie, dziś są Twoje urodziny, przestań płakać, proszę.

Uspokajała Amber, głaszcząc jej ciemne włosy, które sięgały do ramion. Noelia się odsunęła i popatrzyła ponownie na wszystkich, i nie mogła uwierzyć, że wszystko jest dobrze. Po chwili jej twarz zaczynała się czerwienić, spojrzała na siebie i zauważyła, że jest tylko w ciemnym staniku oraz majtkach, a Rick który stał tuż obok niej, nie potrafił odwrócić wzroku od widoków, które zagwarantowała mu Noelia. Złapała szybko za koc i owinęła się nim, patrząc spod byka na chłopaka.

-Zboczeniec. Mógłbyś się chociaż odwrócić.
-Starałem się, ale było to mocniejsze ode mnie, a teraz chodź tutaj do mnie - Rick zrobił dwa kroki do dziewczyny i chwycił ją pewnie, ściskając i mówiąc do ucha - Wszystkiego najlepszego Noel, później musimy porozmawiać, chcę Ci coś powiedzieć... ważnego - dodał.

Pocałował ją delikatnie w policzek, odsunął twarz od jej ucha, aby móc spojrzeć na jej zdezorientowaną, ale uśmiechniętą buzię i puścił jej oczko. Ten moment zapamiętam na zawsze, pomyślała. Nie potrafiła odciągnąć wzroku od jego zielonych oczu, kochała go tak bardzo, a nawet nie byli razem. Przez ten cały czas, Rick uważał ją za przyjaciółkę, więc o czym chciał porozmawiać i do tego ten buziak. Nigdy nie czuła takiego ciepła w sercu, które mogłoby przegonić największe mrozy, ale nie są teraz sami i musiała cierpliwie poczekać.

-Córciu ubierz się, a my poczekamy w salonie na dole, dobrze? Nie każ nam na siebie czekać, już nie mogę się doczekać spróbowania tortu - powiedziała swoim radosnym głosem Klara.
-Już zapomniałem, że na dole jest tort - wrzasnął Rick.
-Nie musisz się tak drzeć - powiedziała Amber i uderzyła chłopaka otwartą dłonią w tył głowy - tylko byś o jedzeniu myślał.
-Ałł.. - złapał się za głowę i spojrzał nerwowo na przyjaciółkę - nie musisz mnie za każdym razem bić.
-Bez kłótni dzieci, idziemy na dół, a Ty Noel, ubieraj się i chodź do nas, raz, raz!

Odwrócili i powoli wychodzili z pokoju Noelii, ostatni był Rick, który zatrzymał się w drzwiach, złapał za klamkę i patrzył się z uśmiechem na dziewczynę.

-Pięknie wyglądasz w tym... - chwilkę pomyślał i cichym głosem dodał - kocu.

Spuścił lekko głowę, myśląc sobie jak strasznie musiało to zabrzmieć, ale dziewczynie się spodobało, lubiła gdy był taki zawstydzony i nie potrafił wydusić z siebie słowa. Pomyślała, że wprowadzi go w jeszcze większe zakłopotanie i da mu miły widok. Puściła kocyk, którym się zakrywała, a ten zsunął się z jej ciała lądując na podłodze. Ponownie stała jedynie w bieliźnie, ale tym razem nie chciała się zakrywać, niech patrzy. Zmieszany stanął jakby na baczność, chciał do niej podejść, ale musiał się opanować, więc łamiącym głosem powiedział, że teraz wygląda jeszcze piękniej i zamknął szybko drzwi.
Dziewczyna odwróciła się w stronę lustra i oglądała swoją sylwetkę, trzymając dłonie na piersiach. Pięknie wyglądasz, powiedziała z uśmiechem pod nosem i zaczęła się ubierać w letnią sukienkę o dziwnych kolorowych wzorach, których nigdy nie rozumiała. Ciocia Klara za każdym razem powtarzała, żeby nie nosiła tej paskudnej sukienki, ale dziewczyna za każdym razem ją ubierała, mówiła że daje jej szczęście, a miała nadzieję, że dzisiejszego wieczoru, w końcu jej się poszczęści. Wyobrażała sobie jak zostaje sama z Rickiem, który wyznaje jej miłość, aby później dać się ponieść chwili.
Szybko uczesała włosy i biegiem ruszyła po schodach na dolne piętro, prosto do salonu gdzie miał znajdować się Rick z Amber oraz Ciocią, ale nie zauważyła ich, jedynie bezkresną biel. Gdzie ja jestem? Pomyślała, a zza jej pleców wydobył się głośny dźwięk, jakby coś uderzyło w ziemię, odwróciła się, a na mlecznej podłodze leżała Amber. Ponownie była martwa.

-To nie dzieje się na prawdę, nie, nie! - krzyczała Noelia, padając na kolana - chcę się obudzić, chcę żeby to się skończyło! - wrzeszczała jeszcze głośniej.

Nagle usłyszała donośny głos, który spowodował wielki zawrót głowy.
-Noelia idziemy po Ciebie, wytrzymaj! Jesteśmy już niedaleko!

Kto to mówi, pomyślała rozglądając się w białej pustce, w której się znajdowała, aż nagle przed nią zaczęły pojawiać się dwa cienie, nie potrafiła rozpoznać kim oni są, ale mniejsza postać trzymała w ręce naszyjnik, który Noelia podarowała swojej przyjaciółce przed tym, jak zapadła w wieczny sen.

-Proszę Nel, bądź silna!

Wtedy usłyszała głośny trzask drzwi i ponownie wyrwała się z łóżka, ale tym razem nie znajdowała się w swoim pokoju, a w jednym z pomieszczeń w wieży swojego ojca Duriela. Spojrzała przed siebie i widziała lekko zataczającego się Roberta, który szedł w stronę łóżka dziewczyny z butelką wysokoprocentowego alkoholu, który wykonuje miejscowy rzemieślnik Himilisbane. Jego alkohol był najbardziej rozchwytywanym napojem w całej krainie, a sam Himilis, który ten trunek wykonywał, spróbował go tak naprawdę tylko raz. Mówił, że człowiek po pijaku, pogłębia swoje słabości, które doprowadzają go do grobu.
Roberto złapał za krzesło przy łóżku Noelii i siadł na nim ociężale. Popatrzył się na twarz dziewczyny, po czym wziął łyk jasnego napoju.

-Smakuje jak wino, aby po czasie zostawić w ustach taki posmak jakby... - zastanowił się - mleka! - wziął kolejny łyk - chyba jestem od tego uzależniony, ale naprawdę siostro, nigdy nie piłaś czegoś lepszego, spróbuj.
-Nie chcę - odpowiedziała bez namysłu.
-Nie denerwuj się mnie, masz i napij się, potrzebujesz tego bardziej niż ja.

Podał dziewczynie butelkę, a ta po chwili złapała ją i wzięła wiele większych łyków, których nawet nie potrafiła zliczyć. Tak bardzo chciała ugasić pragnienie, a napój, który właśnie piła był tak pyszny, że nie potrafiła się od niego odpędzić, ale Roberto złapał za butelkę, którą wyrwał z jej rąk.

-Nie rozpędzaj się tak młodsza siostro, bo nie zostanie nic dla mnie. - zaśmiał się i odłożył butelkę na ziemię.
-To było takie pyszne i teraz ten posmak, co to jest?
-Ja to nazywam mlecznym winem, ale sam rzemieślnik nie wie czym to dokładnie jest, najważniejsze, że smakuje i kopie. Nie wymagam od alkoholu niczego innego.
-Ale.. Dziękuję, że się ze podzieliłeś mną. - powiedziała i lekko ukłoniła głowę.

Spojrzał na Noelię i wyczuł jak strach się z niej powoli ulatnia. Wszystko możliwe, że to pod wpływem alkoholu.

-Noelio, przepraszam.

Dziewczynę zamurowało, nie słyszała od dawna tak szczerze brzmiących słów z jego ust.

-Z jakiego powodu? - zapytała.
-Jesteśmy rodziną, nie powinnaś być tak traktowana, nie przez nas, nie przez swoich braci, a co najważniejsze, nie przez swojego Ojca.

Roberto dotknął policzek dziewczyny, który wyglądał na ten moment paskudnie. Przez połowę twarzy dziewczyny przechodził długi zakrwawiony strup, po którym delikatnie muskał palcem.

-Nie powinnaś tak cierpieć siostrzyczko.
-Jesteś pijany i dlatego tak mówisz. Jutro ponownie będziecie się nade mną znęcali - podniosła głos dziewczyna, ale tym razem się nie bała - odkąd pojawiliście się w moim domu, wszystko co tylko robicie to torturujecie mnie. Fizycznie i psychicznie, ale jeżeli myślicie, że poddam się, nie ma mowy. Nie pozwolę, żeby wam uszło to płazem.
-Zamkniesz się w końcu? Dasz mi wytłumaczyć?

Dziewczyna nie odezwała się, poczuła że tym razem jej brat naprawdę nie chce jej skrzywdzić, chociaż mogła się mylić. Nie był to pierwszy raz, gdy udawał, że wszystko jest dobrze, aby za moment móc wbić jej nóż w serce.

-Nie chcemy zrobić Ci krzywdy, znaczy.. Ja na pewno, ale Uzyrb ciężko powiedzieć. Nie uznaje Cię za rodzinę, po prostu jesteś wyjątkowa i to go boli.
-A Ciebie?
-Mnie nie. Jedynie wykonuję rozkazy naszego ojca, kazał Ciebie przyprowadzić, aby Twoja Ciocia pomogła Ci przygotować się do rytułału.
-Jaki to rytuał? - zapytała zaciekawiona Noelia.
-Nie mam pojęcia siostro, ale może to być związane z Tobą, z tym kim jesteś.
-Kim jestem? - zastanowiła się dziewczyna - chodzi Ci o to, że...
-Chodzi mi o to, że.. - wtrącił się Roberto - o to, że jesteś kobietą, ale po urodzeniu nie płynęła w Tobie krew wiedźmy. Urodziłaś się smoczym wojownikiem, a to jedynie jest możliwe, jeżeli byłabyś facetem. Kobiety stają się wiedźmami, ale Ty nie, Ty jesteś inna. Nikt nie wie jak to się stało.

Noelia nie wiedziała co powiedzieć, ścisnęła swoje dłonie na kołdrze i spojrzała w sufit. W co ja się wplątałam, pomyślała, to jest jakiś nieśmieszny żart?
Wyciągnęła rękę w stronę butelki dając znak Robertowi, aby podał jej wino. Gdy to zrobił, kiwnęła głową w celu podziękowania, wzięła dwa większe łyki i oddała butelkę bratu, ten zrobił to samo.

-Jeżeli możesz.. Powiedz mi.. - próbowała wydusić z siebie Noelia - kim jest moja matka? Dlaczego nie wychowywałam się z wami? i dlaczego nasz brat tak bardzo mnie nienawidzi.
-Nie wiem, czy starczy wina, aby opowiedzieć Tobie to wszystko - spojrzał na butelkę, wziął jeszcze jeden mniejszy łyk i zaczął mówić ponownie - Twoja matka, a raczej nasza matka Mira była wiedźmą, co wiesz doskonale. Gdy tylko się urodziłaś i nasi rodzice wyczuli, że nie płynie w Tobie krew wiedźm, a smoczych wojowników, zaczęli zastanawiać się, jak to w ogóle jest możliwe. Czytali wiele ksiąg, ale nigdzie nie było wzmianki o podobnej sytuacji, byłaś jedyna, byłaś wyjątkowa. Naszej matce to nie przeszkadzało, ale nasz Pan Ojciec nie potrafił sobie odpuścić i znalazł jakąś wróżkę, a co dokładnie tam się stało nie wie nikt. Gdy wrócił był dziwny, oderwany od rzeczywistości, stał się agresywny. Kłócili się cały czas o Ciebie, aż w końcu Mira miała dość, zabrała Ciebie i uciekła do świata śmiertelników. Ojciec kazał ruszyć za wami, ją zabić, a Ciebie sprowadzić do domu i tak zrobiliśmy, staraliśmy się was namierzyć, a gdy już nam się udało, nasza matka stała sama i krzyczała, że nigdy Ciebie nie znajdziemy.
-Więc jak? jak znalazłam się u cioci Klary? - zapytała.
-Nasz ojciec z Twoją ciotką znali się już od dawna, bardzo dawna. Nie wiem do końca jak się poznali, ale nasz brat Uzyrb, jest owocem ich miłości.
-Więc dlatego.. pomimo, że jestem kobietą to jako smoczy wojownik mam większe prawa niż on. Teraz rozumiem. - uśmiechnęła się Noelia, aby za moment ponownie stać przed swym bratem z kamienną miną — więc jak ona mnie znalazła?

Roberto wstał i wtedy poczuł, w jakim jest stanie, złapał się za oparcie krzesła, żeby złapać równowagę. Noelia wyciągnęła rękę w celu pomocy, ale ten powiedział, że sobie poradzi. Powolnym, chwiejnym krokiem wyszedł z pokoju, mówiąc żeby się przespała, że jutro czeka ją spotkanie z ciotką.
Dziewczyna położyła się ponownie w łóżku, nie wiedziała co ma o tym myśleć, wszystko jest takie skomplikowane, ale gdyby tak pomyśleć o tym na spokojnie to... To ma sens. O ile wiedźmy i smoczy wojownicy mogą mieć w ogóle sens.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz